- Czy to aby prawda? - wykrzyknęła
Mama Muminka. - Ach, jakże się cieszę Gdzieźeście ją znaleźli?
- F frzakach - odparła Topcia. - Fysznie fię f
niej spało!
Ale w tej samej chwili tłum osób pragnących
złożyć gratulacje zaczął się cisnąć do drzwi i Mama Muminka nie dowiedziała się
nigdy, że Topik i Topcia urządzili sobie z jej torebki sypialnię. (Może tak
było nawet lepiej).
Potem nikt już nie był w stanie myśleć o niczym
innym, jak tylko o wielkim festynie sierpniowym. Przygotowania miano zakończyć
przed wschodem księżyca. Ach, jak miło jest przygotowywać wielką zabawę, o
której wiadomo, że będzie wesoła i że przybędą na nią wszystkie właściwe osoby!
Nawet Piżmowiec okazał zainteresowanie.
- Powinniście rozstawić dużo stołów, małych i
dużych - doradzał - i to w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Nikt nie ma
ochoty siedzieć bez ruchu na takiej wielkiej zabawie.
Obawiam się tylko, że będzie więcej zamieszania
niż zwykle. Najpierw powinniście częstować gości wszystkim, co macie
najlepszego.
Potem będzie im już wszystko jedno, co dostaną
- i tak będą się bawili. I nie przeszkadzajcie im śpiewem, występami i tak
dalej, niech się bawią, jak sami chcą.
Gdy Piżmowiec dał już wyraz swej zadziwiającej
mądrości życiowej, wycofał się na swój hamak, aby powrócić do lektury dzieła „O
niepotrzebności wszystkiego”.
- Co mam dzisiaj włożyć? - spytała Panna
Migotka ze zdenerwowaniem. - Przybranie głowy ?. niebieskich piór czy diadem
z pereł?
- Włóż pióra - doradził Muminek. - Najlepiej
piórka, przy uszach i dokoła kostek nóg. Mogą też być ze dwa, trzy piórka przy
kitce u ogona.
- Dziękuję ci! - ucieszyła się Panna Migotka i
pobiegła się ubrać. W drzwiach zderzyła się z Migotkiem, który niósł kolorowe
lampiony.
- Uważaj! - krzyknął. - Zrobisz mi z lampionów
marmoladę! Gdybym mógł pojąć, na co w ogóle są siostry!
Po tych słowach popędził do ogrodu, żeby
porozwieszać lampiony na drzewach. Tymczasem Paszczak umieszczał w odpowiednich
miejscach fajerwerki. Był wśród nich niebieski deszcz, ogniste węże, srebrne
fontanny, ognie bengalskie i rakiety gwiezdne.
- Jestem tak strasznie zdenerwowany - wiedział
Paszczak. - Czy nie moglibyśmy wystrzelić jednej na próbę?
- Nie będzie widoczna w świetle dziennym -
powiedział Tatuś Muminka, - Ale, jeśli chcesz, weź ognistego węża i wystrzel go
w piwnicy na kartofle.
Tatuś Muminka zajęty był na werandzie robieniem
kruszonu w wielkiej wazie. Dodał do niego rodzynków i migdałów, soku z lotosu,
imbiru i kwiatu muszkatowego, jedną czy dwie cytryny i kilka litrów likieru
porzeczkowego, żeby był naprawdę dobry.
Od czasu do czasu pociągał po łyczku. Był
wyśmienity.
- Szkoda tylko jednego - powiedział Ryjek.
- Nie będziemy mieli muzyki. Nie ma Włóczykija.
- Weźmiemy radio - powiedział Tatuś Muminka. -
Wszystko będzie dobrze. Drugi toast wzniesiemy na cześć Włóczykija.
- A na czyją pierwszy? - zapytał Ryjek z
nadzieją w głosie.
- Topika i Topci, ma się rozumieć - odparł
Tatuś Muminka.
Udział w przygotowaniach był coraz liczniejszy.
Mieszkańcy całej doliny i lasu, wybrzeża i gór schodzili się niosąc jadło i
napoje, które rozstawiano na stołach w ogrodzie. Były tam wielkie kosze
przepysznych owoców i ogromne tace z kanapkami, a na maleńkich stolikach pod
krzakami orzechy w bukietach leszczynowych liści, jagody nawleczone na źdźbła
traw i kłosy pszenicy. Mama Muminka rozczyniała ciasto na naleśniki w wannie,
gdyż zabrakło jej już rondli. Następnie przyniosła z piwnicy jedenaście
olbrzymich słojów z konfiturami (dwunasty pękł niestety, gdy Paszczak puścił w
piwnicy racę, ale na szczęście nic się nie zmarnowało, gdyż Topik i Topcia
wylizali prawie wszystko).
- Foś fakiego! - dziwiła się Topcia. - Fyle
fachodu na naszą fesć!
- Pak, frudno to fojąć! - przyznał Topik.
Gdy ściemniło się na tyle, że można było
zapalić lampiony, Paszczak uderzył w gong, co było sygnałem do rozpoczęcia
festynu. Topika i Topcie posadzono na honorowych miejscach przy największym
stole. Z początku nastrój był bardzo uroczysty. Wszyscy byli wystrojeni
odświętnie i czuli się trochę nieswojo. Kłaniano się i witano mówiąc: „Jak te
dobrze, że deszcz nie pada” albo: „Co za szczęście, że ta torebka się
znalazła”, i nikt nie miał odwagi usiąść.
Potem Tatuś Muminka wygłosił małe przemówienie
okolicznościowe, w którym przypomniał, z jakiego powodu odbywała się zabawa, i
w którym podziękował Topikowi i Topci. Potem powiedział coś o krótkich letnich
nocach i o tym, żeby wszyscy weselili się, jak tylko mogą, a w końcu zaczął
mówić o tym, jak to było w czasach jego młodości. Było to sygnałem dla Mamy
Muminka, która przytoczyła całą taczkę naleśników, co zostało przez wszystkich
powitane oklaskami.
Natychmiast nastrój zrobił się mniej uroczysty
i po chwili zabawa zaczęła się na dobre.
Cały ogród, co mówię - cała dolina pełna była
małych, oświetlonych stolików. Iskrzyło się od robaczków świętojańskich, a
lampiony na drzewach, podobne do wielkich błyszczących owoców, kołysał nocny
wietrzyk.
Rakiety strzelały dumnie na sierpniowym niebie
i wybuchały wysoko, wysoko deszczem białych gwiazd, które wolno, wolniutko
opadały nad doliną. Wszystkie małe zwierzątka zadzierały pyszczki przyglądając
się im i wiwatując.
Ach, jak było pięknie!
Potem wystrzeliła pod niebo srebrna fontanna i
ognie bengalskie zaczęły wirować nad wierzchołkami drzew. Tatuś Muminka
wytoczył na ogrodową ścieżkę wielką beczkę czerwonego kruszonu, a wtedy wszyscy
zbiegli się do niej ze swymi naczyniami. Tatuś Muminka napełniał wszystkie -
zarówno filiżanki, jak kubeczki z kory, muszelki i tutki zrobione z liści.
- Niech żyją Topik i Topcia! - wołała cała
Dolina Muminków, - Wiwat! Hura! Hura!
- Niech fyją! Fura! Pura! - wołali Topik i
Topcia trącając się kubeczkami.
Wtedy Muminek wszedł na krzesło i zawołał:
- Wznoszę teraz toast na cześć Włóczykija -
który tej nocy wędruje na południe, samotny, ale z pewnością równie szczęśliwy,
jak my.
Życzymy mu dobrego miejsca na rozbicie namiotu
i żeby mu było lekko na sercu!
- Jak pięknie przemawiałeś - szepnęła Panna
Migotka, gdy znów wszyscy zajęli swoje miejsca.
- Doprawdy? - powiedział Muminek skromnie. -
Ale przygotowałem oczywiście całe przemówienie już przedtem.
Następnie Tatuś Muminka wyniósł radio do ogrodu
i nastawił muzykę taneczną z zagranicy.
W jednej chwili w całej Dolinie Muminków zakipiało
od tańca, podskoków, tupania, wywijasów i trzepotu skrzydeł. Duszki drzewne
tańczyły z rozwianym włosem i nawet sztywnonogie mysie pary puściły się w tany
w altance.
- Czy mogę prosić? - zapytał Muminek składając
ukłon przed Panną Migotką. A gdy podniósł wzrok, zobaczył Smugę światła nad
wierzchołkami drzew.
Był to sierpniowy księżyc.
Żółtopomarańczowy, niewiarygodnie wielki
wypływał powoli, trochę strzępiasty po brzegach jak brzoskwinia w kompocie,
wypełniając całą Dolinę Muminków tajemniczym światłem i cieniem.
- Dziś widać nawet kratery na księżycu -
powiedziała Panna Migotka. - Spójrz!
- Musi tam być straszne pustkowie - Odezwała
się Mama Muminka. - Biedny Czarodziej, który wciąż chodzi tam i szuka!
- Czy gdybyśmy mieli dobrą lornetkę, moglibyśmy
go zobaczyć? - zapytała Panna Migotka.
- Tak - odpowiedział Muminek. - Ale teraz
tańczymy!
I bawiono się dalej z jeszcze większym zapałem.
- Czy festeś fpiąca? - zapytał Topik Topcie.
- Nie - odpowiedziała - Myślę. Fszyscy fą dla
nas facy fobrzy. Fowinniśmy im fprawić fakaś przyjemność!
Pochylili się i szeptali coś z sobą
przez chwilę, potem pokiwali głowami i znów zaczęli szeptać.
Nagle zerwali się i pobiegli do swojej
kryjówki.
Gdy wyszli stamtąd, dźwigali razem kuferek.
Było już dobrze po pomocy, gdy nagle cały ogród
wypełniło jasnoczerwone światło. Wszyscy przestali tańczyć sądząc, że to nowe
fajerwerki.
Ale to tylko Topik i Topcia otworzyli swój
kuferek. Rubin świecił w trawie, piękniejszy niż kiedykolwiek. Ognie, lampiony,
nawet księżyc zbladły przy nim i straciły swój blask. W ciszy i skupieniu
otoczyli jarzący się kamień.
- że też jest na świecie coś tak pięknego!
- powiedziała Mama Muminka.
- Szczęśliwi Topik i Topcia! - powiedział z
głębokim westchnieniem Ryjek.
Gdy Królewski Rubin, leżąc w trawie, lśnił jak
czerwone oko na tle ziemi pogrążonej w mroku nocy, z księżyca dostrzegł go
Czarodziej.
Zrezygnował już z dalszego szukania i
usiadł zmęczony i smutny na brzegu jednego z kraterów, żeby odpocząć.
Nie opodal spała jego czarna pantera.
Czarodziej odgadł od razu, czym był ów czerwony
punkt na ziemi. Był to największy rubin świata, Królewski Rubin, którego szukał
od wieluset lat! Zerwał się i wpatrując się w ten punkt płomiennym wzrokiem,
naciągnął rękawiczki i zarzucił płaszcz na ramiona.
Wszystkie klejnoty, jakie zebrał, stały mu się
obojętne - pragnął tylko jednego kamienia, tego, który za niespełna pół godziny
mógł mieć w swoim ręku.
Pantera jednym skokiem rzuciła się w powietrze,
unosząc na grzbiecie swego pana.
Szybciej niż światło pędzili przez przestworza.
Meteory z sykiem przecinały im drogę, pył
gwiezdny lepił się do płaszcza Czarodzieja jak płatki śniegu, a w dole, na
ziemi, czerwony płomień jarzył się coraz silniej. Czarodziej sterował prosto na
Dolinę Muminków, aż wreszcie pantera ostatnim miękkim skokiem wylądowała na
jednym ze szczytów Samotnych Gór.
Mieszkańcy Doliny Muminków wciąż jeszcze
siedzieli wokół Królewskiego Rubinu przyglądając mu się w cichym skupieniu.
Zdawało im się, że w jego płomieniu widzą wszystko to, co najpiękniejsze, najbardziej
odważne i szlachetne, o czym myśleli i co przeżyli, i zapragnęli przypomnieć to
sobie i przeżyć jeszcze raz.
Muminek przypomniał sobie swoją nocną wędrówkę
z Włóczykijem, a Panna Migotka myślała o tym, jak zdobyła drewnianą królową.
Mamusi Muminka natomiast zdawało się, że nad sobą, pomiędzy kołyszącymi się
główkami goździków morskich, widzi błękit nieba.
Każdy myślami był gdzieś daleko, w świecie
wspomnień. Dlatego też wszyscy podskoczyli, gdy z cienia wysmyknęła mała, biała
myszka z czerwonymi oczami i zbliżyła się do Królewskiego Rubinu. Za nią
wyszedł czarny jak smoła kot i wyciągnął się na trawie. O ile wszystkim było
wiadomo, żadna biała mysz ani też żaden czarny kot nie mieszkali w Dolinie
Muminków.
- Kici, kici! - zawołał Paszczak.
Ale kot zmrużył oczy i nic nie odpowiedział.
- Dobry wieczór, kuzynko! - powiedziała leśna
myszka.
Ale biała mysz tylko spojrzała na nią ponuro i
przeciągle czerwonymi oczyma.
Tatuś Muminka podszedł do nich z dwoma
kubeczkami, pragnąc poczęstować nowo przybyłych kruszonem, ale ci nie zwrócili
na niego najmniejszej uwagi.
Jakiś niemiły nastrój zakradł się do doliny,
zaczęto szeptać i wypytywać. Topik i Topcia, zaniepokojeni, włożyli rubin do
kuferka i zamknęli wieko. Ale w chwili gdy chcieli odejść z kuferkiem, biała mysz
stanęła na tylnych łapkach i zaczęła rosnąć.
Urosła prawie taka duża, jak dom Muminków.
Stała się Czarodziejem w białych rękawiczkach,
z czerwonymi oczami. A gdy Czarodziej przybrał już zwykłą swoją postać, usiadł
na trawie i spojrzał na Topika i Topcie.
- Idź sobie, faskudny dziadu! - powiedziała
Topcia.
- Gdzie znaleźliście Królewski Rubin? - zapytał
Czarodziej.
- Filnuj fłasnego nosa! - odpowiedziała Topcia.
Nigdy jeszcze nie widziano u Topika i Topci
takiej odwagi.
- Szukałem go przez trzysta lat - powiedział
Czarodziej. - Na niczym więcej mi nie zależy.
- Nam feż! - odpowiedziała Topcia. - Nie możesz
go im odebrać. - powiedział Muminek. - Kupili go uczciwie od Buki!
Ale nie wspomniał nic o tym, że kupiony został
za stary kapelusz Czarodzieja. (Zresztą Czarodziej miał już nowy).
- Dajcie mi coś przegryźć - powiedział
Czarodziej. - To wszystko zaczyna mi działać na nerwy.
Mama Muminka przybiegła zaraz z dużym talerzem
naleśników z konfiturami. Gdy zasiadł do jedzenia, wszyscy nabrali śmiałości i
przysunęli się trochę bliżej. Ktoś, kto je naleśniki z konfiturami, nie może
być strasznie niebezpieczny. Można z nim mówić.
- Fmakuje ci? - spytała Topcia.
- Tak, dziękuję - odpowiedział Czarodziej.
- Ostatni raz jadłem naleśniki osiemdziesiąt
pięć łat temu.
Wszystkim od razu zrobiło się żal Czarodzieja i
podeszli jeszcze bliżej.
Gdy Czarodziej zjadł wszystko, wytarł wąsy i
powiedział:
- Nie mogę odebrać wam rubinu, gdyż coś, co
zostało kupione, można tylko odkupić lub otrzymać w podarunku. Nie byłoby to
zatem uczciwe. Ale czy zgodzilibyście się wymienić go na, powiedzmy, dwie góry
diamentowe i jedną dolinę pełną mieszanych szlachetnych kamieni?
- Nie! - odpowiedzieli Topik i Topcia.
- I nie możecie mi go dać? - zapytał.
- Nie - powtórzyli.
Czarodziej westchnął i siedział przez chwilę
zamyślony i smutny.
- Nie przerywajcie zabawy - powiedział w końcu.
- Pokażę wam trochę czarodziejskich sztuk. Każdemu z osobna. Proszę, niech
każdy powie mi swoje życzenie! Państwo Muminkowie pierwsi!
Mama Muminka zawahała się trochę.
- Czy to mają być rzeczy, które widać - spytała
- czy mogą to być myśli i pojęcia, jeśli mnie pan dobrze rozumie?
- Oczywiście - odpowiedział Czarodziej.
- Z rzeczami, ma się rozumieć, sprawa jest
łatwiejsza, ale mogą być także myśli i pojęcia.
- W takim razie pragnęłabym bardzo, żeby
Muminek przestał tęsknić za Włóczykijem - rzekła mama.
- Nie wiedziałem, że to po mnie widać -
powiedział czerwieniąc się Muminek.
Ale Czarodziej machną! tylko parę razy połą
twego płaszcza, a melancholia wyfrunęła natychmiast z serca Muminka. Tęsknota
jego przemieniła się w oczekiwanie, a z tym było mu znacznie lżej.
- Mam myśl! - zawołał nagle Muminek.
- Kochany Czarodzieju, zrób tak, żeby cały stół
ze wszystkim, co jest na nim, poleciał do Włóczykija, gdziekolwiek teraz się
znajduje!
W tej samej chwili stół uniósł się w powietrze
ponad wierzchołki drzew i poleciał w kierunku południowym razem z naleśnikami i
konfiturami, z owocami i kwiatami, z kruszonem i cukierkami oraz z książką
Piżmowca, którą położył na brzegu stołu.
- O, nie! - krzyknął Piżmowiec. - Proszę
natychmiast odczarować mi z powrotem moją książkę!
- Słusznie! - odpowiedział Czarodziej. -
Otrzyma pan nową książkę. Służę.
- „O potrzebności wszystkiego” - odczytał
głośno Piżmowiec. - Ależ to zupełnie inna książka! Moja mówiła o
niepotrzebności wszystkiego!
Ale Czarodziej zaśmiał się tylko w odpowiedzi.
- Teraz, zdaje się, jest moja kolej -
powiedział Tatuś Muminka. - Ale okropnie trudno jest wybrać! Myślałem o całej
masie rzeczy, ale żadna nie jest tak naprawdę dobra. Na przykład inspekty
przyjemniej jest zrobić samemu. Zresztą mam prawie wszystko!
- Może nie będziesz sobie niczego życzył -
zaproponował Ryjek, - W takim razie ja mógłbym mieć dwa życzenia.
- No, tak - odpowiedział z namysłem Tatuś
Muminka. - Ale skoro już można sobie życzyć czegoś...
- Pośpiesz się trochę - przerwała mu Mama
Muminka. - Powiedz na przykład, że chciałbyś mieć piękną oprawę do swoich
pamiętników!
- A, tak, to dobra myśl - ucieszył się tatuś, a
po chwili wszyscy wydali okrzyk zachwytu, gdy Czarodziej wręczał mu dwie
okładki z czerwonego safianu i złota, wysadzane perłami.
- Teraz ja! - zawołał Ryjek. - Własną łódź!
Łódź jak muszla, z purpurowymi żaglami, a dulki ze szmaragdów!
- Wcale nieźle! powiedział Czarodziej uprzejmie
i machnął połą płaszcza.
- Czy się nie udało? - zapytał rozczarowany
Ryjek.
- Ależ owszem - odpowiedział Czarodziej.
- Ale umieściłem ją, ma się rozumieć, nad
brzegiem morza, Znajdziesz ją tam jutro rano.
- że szmaragdowymi dulkami? - upewniał się
Ryjek.
- Jasne - odpowiedział Czarodziej. - Cztery
dulki i dwie zapasowe. Kto następny?
- Ja - odezwał się Paszczak. - Jeśli mam być
szczery, to złamałem łopatkę, którą pożyczył mi Migotek do wykopywania
okazów botanicznych.
Koniecznie więc potrzebuję nowej.
Po chwili Paszczak dygnął uprzejmie, gdy
Czarodziej wręczał mu nową łopatkę.
- Czy męczy pana robienie czarów? - zapytała
Panna Migotka.
- Nie, to wszystko są łatwe życzenia -
stwierdził Czarodziej. - A czym można służyć panience?
- To jest raczej trudne - odpowiedziała Panna
Migotka. - Czy mogę to panu powiedzieć na ucho?
Gdy skończyła szeptać, Czarodziej miał trochę
zdziwioną minę.
- Czy panienka jest pewna, że będzie jej z tym
do twarzy?
- Tak! Na pewno! - powiedziała Panna Migotka z
przejęciem.
- No, dobrze, niech więc tak będzie -
powiedział Czarodziej.
W następnej chwili wszyscy wydali okrzyk
zdumienia. Panna Migotka miała zupełnie zmieniony wygląd.
- Coś t y ze sobą zrobiła? - zapytał
wstrząśnięty Muminek.
- Życzyłam sobie, żebym mogła mieć oczy
drewnianej królowej - odpowiedziała Panna Migotka. - Mówiłeś przecież, że jest
piękna, prawda?
- No, tak, ale, ale... - jąkał się Muminek.
- Czy nie podobają ci się moje nowe oczy? -
zapytała Panna Migotka wybuchając płaczem.
- No, no - uspokajał ją Czarodziej. - Jeżeli
źle się stało, to przecież brat panienki może sobie życzyć, zęby panienka
odzyskała swoje dawne oczy!
- Tak, ale ja chciałem sobie życzyć czegoś
zupełnie innego - zaprotestował Migotek.
- To chyba nie moja wina, że ona ma takie
głupie życzenia!
- A czego chciałeś sobie życzyć? - zapytał
Czarodziej.
- Chciałbym mieć maszynę - powiedział Migotek -
taką maszynę, która potrafiłaby obliczyć, czy dana rzecz jest sprawiedliwa, czy
nie, dobra czy zła.
- To za trudne - odpowiedział Czarodziej
potrząsając głową. - Nie dałbym sobie z tym rady.
- No, to w takim razie maszynę do pisania -
prosił Migotek. - Moja siostra widzi chyba równie dobrze nowymi oczyma!
- Tak, ale nie wygląda ładnie - powiedział
Czarodziej.
- Kochany braciszku! - szlochała Panna Migotka,
która zdobyła już gdzieś lusterko.
Proszę cię, życz sobie, żebym odzyskała swoje
dawne oczy! Ja tak okropnie wyglądam!
- No, niech tam - zgodził się w końcu Migotek.
- Zrobię to ze względu na honor rodziny. Ale mam nadzieję, że w przyszłości
będziesz trochę mniej próżna.
Panna Migotka spojrzała do lusterka i aż
krzyknęła z zachwytu. Jej małe, zabawne oczka wróciły na dawne miejsce, ale
rzęsy były teraz trochę dłuższe! Rozradowana rzuciła się bratu na szyję.
- Kochanie! Mój skarbie! - wołała, - Dostaniesz
ode mnie na urodziny maszynę do pisania w prezencie!
- Ech - powiedział Migotek bardzo zmieszany.
- Przestań mnie całować w obecności tylu osób!
Nie mogłem patrzeć na to, że tak paskudnie wyglądasz - to wszystko.
- No, tak - powiedział Czarodziej. - Teraz
spośród domowników pozostali nam tylko Topik i Topcia. Życzcie sobie czegoś
razem, bo trudno mi jest was w ogóle odróżnić!
- A ty fam czy nie fędziesz fobie fegoś fyczył?
- zapytała Topcia.
- Nie mogę - odpowiedział Czarodziej z żalem, -
Mogę tylko spełniać życzenia innych i sam przemieniać się w różne rzeczy!
Topik i Topcia patrzyli na niego, po czym
pochylili ku sobie głowy i szeptali coś przez dłuższą chwilę. W końcu Topcia
powiedziała uroczyście:
- Fostanowiliśmy fyczyć fobie fegoś dla ciebie,
bo festeś fobry. Fcemy rubinu, ftóry fyłby faki fuży i fiękny jak nasz!
Wszyscy widzieli Czarodzieja śmiejącego się,
lecz nikt nie przypuszczał, że potrafi się uśmiechnąć. Teraz uśmiech
rozpromienił mu całą twarz. Był tak uradowany, że widać to było po nim całym -
od czubka kapelusza do czubków butów.
Bez słowa machnął połą płaszcza nad trawą - i
spójrzcie tylko! Cały ogród zalany był znów jasnoczerwonym światłem, a na
trawie leżał przepiękny rubin, bliźniaczy brat Królewskiego Rubinu!
- Ale fię fucieszyłeś! - powiedziała Topcia.
- Jeszcze jak! - odpowiedział Czarodziej, z
czułością podnosząc rubin z ziemi i ukrywając go w połach swego płaszcza. - A
teraz każdy, nawet najmniejsze stworzonko w całej dolinie, może sobie czegoś
życzyć. Będę spełniał wasze życzenia do pierwszego brzasku, gdyż zanim słońce
wzejdzie, muszę być z powrotem w domu!
Teraz zaczęła się zabawa na całego!
Przed Czarodziejem wiła się długa kolejka
piszczących, śmiejących się, bzyczących i mruczących mieszkańców lasu, z
których każdy czegoś sobie życzył. Ci, których życzenia były głupie, mogli
życzyć sobie czegoś jeszcze raz, gdyż Czarodziej był wręcz w wyśmienitym
humorze.
Tańce rozpoczęły się na nowo, a pod drzewa
wjeżdżały nowe taczki z naleśnikami.
Paszczak puszczał race bez przerwy, a Tatuś
Muminka wyniósł do ogrodu swój pamiętnik w przepięknej oprawie i czytał na głos
wspomnienia swojego dzieciństwa.
Nigdy jeszcze nie bawiono się tak wspaniale w
Dolinie Muminków.
Ach, jakże było miło - gdy już wszystko zostało
zjedzone i wypite, gdy się już wszyscy nagadali o wszystkim i natańczyli do
upadłego - wracać do domu o cichej godzinie przed wschodem słońca, żeby się
wyspać!
O tej porze Czarodziej odlatuje na koniec
świata, a mysia mama wraca do swej norki - oboje równie szczęśliwi.
Lecz może najszczęśliwszy jest Muminek, który z
mamusią idzie do domu przez ogród, gdy księżyc blednie o świcie, a drzewa
poruszają się lekko na porannym wietrze, wiejącym od morza.
Teraz chłodna jesień wkroczy do Doliny Muminków. Bo inaczej jakże mogłaby znowu przyjść wiosna?