Ogłoszenie



W Dolinie Muminków - część 2. (rozdziały 3-4)


ROZDZIAŁ TRZECI

w którym mowa jest o tym, jak Piżmowiec postanowił powrócić do pustelniczego życia i o jego niezwykłych przygodach, o tym, jak rodzina Muminków odkryła Samotną Wyspę Hatifnatów, na której Paszczak ledwo uszedł z życiem, i o tym, jak wszyscy przeżyli wielką burzę.


Nazajutrz, gdy Piżmowiec jak zwykle wyszedł z książką i położył się w hamaku, sznur pękł, a on znalazł się na ziemi.

- To niewybaczalne! - wybuchnął wyplątując nogi z koca.

- Ogromnie mi przykro - powiedział Tatuś Muminka, który właśnie w pobliżu podlewał swoje grządki tytoniu. - Mam nadzieję, że nic się panu nie stało?

- To nie o to chodzi - odpowiedział Piżmowiec ponuro, skubiąc wąsa. - Ziemia może się rozstąpić i ogień spaść z nieba - nic to, mnie nie wzruszy. Takie wydarzenia nie naruszają mego spokoju. Ale nie lubię, gdy się mnie stawia w śmiesznej sytuacji. Jest to niegodne filozofa!

- Ale przecież tylko ja widziałem, jak pan brzdęknął na ziemię - odparł Tatuś Muminka.

- To dostatecznie fatalne - odpowiedział Piżmowiec. - Powinien pan pamiętać o wszystkim, na co bywam narażony w jego domu. Tak na przykład w zeszłym roku spadła na nas kometa.

Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Ale jak pan sobie zapewne przypomina, również w zeszłym roku usiadłem na torcie czekoladowym jego małżonki. Było to najwyższym uchybieniem mojej godności. A czasem wasi goście wkładają mi szczotki do łóżka, co jest szczególnie głupim żartem. Nie mówiąc już o pańskim synu, Mumin...

- Wiem, wiem - przerwał zgnębiony Tatuś Muminka. - Nie ma spokoju w tym domu...

A sznury, wie pan, czasem przecierają się z latami.

- Tak być nie powinno - oświadczył Piżmowiec. - Gdybym się zabił, nie miałoby to oczywiście większego znaczenia. Ale niech pan pomyśli - gdyby tak pańskie MŁODE OSOBY mnie zobaczyły! Teraz w każdym razie mam zamiar odejść do pustelni, żyć w ciszy i spokoju i wyrzec się świata. Jest to moim niezachwianym postanowieniem.

- Ojoj! - powiedział Tatuś Muminka, na którym słowa te wywarły duże wrażenie. - Dokąd się pan wybiera?

- Do jaskini - odparł Piżmowiec. - Tam nikt nie zakłóci moich myśli głupimi żartami.

Możecie mi przynosić jedzenie dwa razy dziennie, ale nie przed dziesiątą.

- Dobrze - odparł z ukłonem Tatuś Muminka.

- Czy życzy pan sobie, żeby tam przenieść jakieś meble?

- Możecie to zrobić - odpowiedział Piżmowiec trochę uprzejmiej. - Ale tylko najkonieczniejsze.

Rozumiem, że miał pan najlepsze zamiary, ale pańska rodzina doprowadziła mnie do ostateczności.

Po tych słowach Piżmowiec wziął książkę koc i wolno ruszył w kierunku skał. Tatuś Muminka westchnął głęboko kilka razy, po czym zabrał się znów do podlewania swego tytoniu. Wkrótce zapomniał o tym wydaleniu.

Gdy Piżmowiec wszedł do jaskini, poczuł się ogromnie rad ze wszystkiego. Rozłożył koc na piaszczystej ziemi, usiadł na nim i natychmiast zaczął rozmyślać. Zajęty był tym przez mniej więcej dwie godziny. Cisza i spokój panowały dookoła, przez szczelinę w pułapie groty słońce oświetlało jego samotne schronienie. Piżmowiec przesiadał się od czasu do czasu, gdy promień słońca przesuwał się dalej.

„Pozostanę tu już na zawsze, na zawsze - myślał sobie. - Jakże niepotrzebna jest ta cała bieganina, gadanina, budowanie domów, gotowanie jedzenia i gromadzenie własności”.

Rozejrzał się z zadowoleniem po swojej nowej siedzibie i wówczas wzrok jego padł na Czarodziejski Kapelusz, który Muminek i Włóczykij ukryli w - najdalszym kącie jaskini.

- Kosz na papiery... - mruknął sam do siebie półgłosem. - Aha, więc tu stoi. No, zawsze może się na coś przydać.

Myślał jeszcze przez chwilę, po czym postanowił się zdrzemnąć. Owinął się kocem i wyjąwszy sztuczną szczękę włożył ją do kapelusza, żeby się nie zapiaszczyła. Wkrótce usnął - spokojny i szczęśliwy.

W domu Muminków były na śniadanie naleśniki - duże, żółte naleśniki z konfiturami malinowymi. Poza tym była kasza z poprzedniego dnia, ale ponieważ nikt nie chciał jej jeść, postanowiono schować ją na dzień następny.

- Mam dziś ochotę zrobić coś niezwykłego - powiedziała Mama Muminka. - Trzeba jakoś uczcić to, żeśmy się pozbyli tego paskudnego kapelusza, a poza tym ciągłe siedzenie na jednym miejscu jest okropnie nudne.

- To prawda, moja drogą - zgodził się Tatuś Muminka. - Może zrobimy jakąś wycieczkę, jak myślisz?

- Byliśmy już wszędzie. Nie ma żadnego nowego miejsca - wtrącił Paszczak.

- Ależ musi gdzieś być jakieś - zaprotestował Tatuś Muminka. - A jeśli go nie ma, to je zrobimy. Przestańcie jeść, dzieciaki - zawołał. - Jedzenie zabieramy z sobą!

- Czy można zjeść to, co się już ma w ustach? - spytał Ryjek.

- Nie bądź głuptasem - powiedziała Mama Muminka. - Pozbierajcie szybko to, co chcecie wziąć z sobą, bo tatuś chce zaraz wyruszyć. Ale nie zabierajcie nic niepotrzebnego! Będziemy musieli napisać kartkę do Piżmowca, żeby wiedział, gdzie jesteśmy.

- Na mój ogon! - krzyknął Tatuś Muminka łapiąc się za głowę. - Zupełnie o tym zapomniałem!

Mieliśmy przecież zanieść mu jedzenie i meble do jaskini.

- Do jaskini?! - krzyknęli Muminek i Włóczykij jednocześnie.

- Tak, urwał się sznur od hamaka - wyjaśnił Tatuś Muminka - i Piżmowiec powiedział, że nie może już rozmyślać i że wyrzeka się świata. Że wkładacie mu do łóżka szczotki i różne inne rzeczy. I przeniósł się do groty.

Muminek i Włóczykij zbledli. Wymienili rażone, porozumiewawcze spojrzenia. „Kapelusz” - pomyśleli obaj.

To nie ma większego znaczenia - powiedziała Mama Muminka. - Zrobimy wycieczkę nad morze, a po drodze zaniesiemy Piżmowcowi coś do jedzenia.

- Nad morze - skrzywił się Ryjek - to takie zwyczajne. Czy nie moglibyśmy pójść gdzie indziej?

- Cicho, dzieciaki! - zawołał srogim głosem Tatuś Muminka. - Mama chce się kąpać!

Idziemy!

Mama Muminka pobiegła spakować rzeczy.

Zabrała w jednym miejscu koce, rondle, patelimbryk do kawy, korę brzozową na rozpałkę, ogromną ilość żywności, olejek do opalania i wszystko, na czym i czym się jada, po czym zapakowała to, a także parasol, ciepłą odzież, proszki od bólu żołądka, trzepaczkę do Ubijania piany, poduszki, siatkę od komarów, kostiumy kąpielowe, obrus i swoją torebkę. Od czasu do czasu przerywała pakowanie i marszcząc brwi zastanawiała się, czy czegoś nie zapomniała.

- Gotowe! - powiedziała w końcu. - Ach, jak przyjemnie będzie odpocząć nad morzem!

Tatuś Muminka zapakował fajkę i wędkę.

- Czy jesteście wreszcie gotowi? - zapytał.

- I czy jesteście pewni, że nie zapomnieliście niczego? No, to wyruszamy.

Cały pochód udał się w stronę plaży. Na samym końcu szedł Ryjek, ciągnąc za sobą sześć małych stateczków.

- Czy myślisz, że Piżmowiec już coś nabroił?

- zwrócił się Muminek szeptem do Włóczykija.

- Miejmy nadzieję, że nie - odszepnął Włóczykij. - Ale jestem trochę niespokojny.

W tej samej chwili wszyscy stanęli tak raptownie, że Paszczakowi wędka omal nie trafiła do oka.

- Kto to krzyczy? - zapytała Mama Muminka przerażona.

Cały las trząsł się od dziwnego krzyku. Ktoś czy coś galopowało naprzeciw nich rycząc z wściekłości czy strachu.

- Schowajcie się! - krzyknął Tatuś Muminka.

- Jakiś potwór pędzi na nas!

Zanim jednak ktokolwiek zdążył się skryć, na drodze ukazał się Piżmowiec. Biegł z wytrzeszczonymi oczami i zjeżonym włosem. Wymachiwał łapkami i plótł coś bez związku, czego nikt nie mógł dobrze zrozumieć, a z czego wynikało, że jest bardzo zły czy wystraszony lub też, że jest zły, ponieważ się przestraszył.

Z podwiniętym ogonem pomknął w stronę Dolny Muminków.

- Co się stało Piżmowcowi? - spytała Mama Muminka wstrząśnięta. - Zawsze jest przecież taki spokojny i pełen godności.

- Żeby się aż tak przejąć tym, że sznur od hamaka się urwał! - powiedział Tatuś Muminka potrząsając głową ze zdziwieniem.

- Mnie się zdaje, że był zły dlatego, że zapomnieliśmy mu zanieść coś do jedzenia - powiedział Ryjek. - Teraz możemy sami wszystko zjeść.

Z nieco zakłopotanymi myślami podjęli dalszą wędrówkę nad morze. Ale Muminek i Włóczykij wymknęli się naprzód, by zrobić krótki wypad do groty.

- Nie wchodźmy lepiej do środka - powiedział Włóczykij - bo może T o tam jeszcze jest. Wejdźmy lepiej na skałę i zajrzyjmy przez szczelinę w sklepieniu.

Cicho wspięli się na skałę i z niezwykłą ostrożnością na sposób indiański przeczołgali się do szczeliny i zajrzeli w dół do groty. Stał tam Czarodziejski Kapelusz - pusty. Koc leżał porzucony w jednym rogu, książka w drugim.

W jaskini nie było nikogo. Ale wszędzie na piasku widać było dziwne ślady, jak gdyby ktoś tam tańczył i skakał.

- To nie są ślady łapek Piżmowca - powiedział Muminek.

- Zastanawiam się, czy to w ogóle są ślady łapek - powiedział Włóczykij. - Wyglądają bardzo dziwnie.

Zeszli ze skały, bacznie rozglądając się wokoło. Ale nie dostrzegli nic niezwykłego.

Nie dowiedzieli się nigdy, co tak okropnie przestraszyło Piżmowca, gdyż on sam nie chciał im tego powiedzieć.

Tymczasem reszta towarzystwa dotarła nad morze. Cała gromadka stała na brzegu, żywo rozmawiając i gestykulując.

- Znaleźli łódkę! - krzyknął Włóczykij. - Biegnijmy zobaczyć!

Istotnie - znaleźli prawdziwą dużą żaglówkę, z wiosłami i sprzętem rybackim, pomalowaną na biało i liliowo.

- Czyja ona jest? - zapytał zdyszany Muminek, gdy wreszcie dobiegł na miejsce.

- Niczyja! - odparł triumfująco Tatuś Muminka. - Fale zapędziły ją aż na naszą plażę, więc mamy prawo zatrzymać ją sobie jako wrak.

- Musimy ją jakoś nazwać! - zawołała Panna Migotka. - Czy „Czajka” nie brzmiałoby miło?

- Czajką to sobie sama możesz być - odpowiedział jej brat z pogardą.. - Proponuję, żeby ją nazwać „Orzeł Morski”!

- Nie, musi być nazwa łacińska! - krzyczał Paszczak. - „Muminates Maritima”!

- Ja zobaczyłem ją pierwszy - wołał Ryjek - więc ja powinienem wybrać jej imię!

Czy nie byłoby zabawne, gdyby się po prostu nazywała „Ryjek”? Krótko i dobrze.

- Nie jestem tego zdania - zaprotestował wzgardliwie Muminek.

- Spokój, dzieciarnia! - zawołał Tatuś Muminka. - Spokój, spokój! Jasne, że mama wybierze nazwę, to przecież jej wycieczka.

Mama Muminka oblała się rumieńcem.

- Gdybym chociaż potrafiła - powiedziała skromnie. - Włóczykij ma tyle fantazji. On na pewno zrobi to lepiej ode mnie.

- Nie wiem - odparł Włóczykij, któremu to bardzo pochlebiło. - Ale prawdę mówiąc, od początku wydawało mi się,, że „Skradający się Wilk” brzmiałoby bardzo pięknie.

- Daj spokój! - przerwał mu Muminek. - Mama wybiera!

- Dobrze, kochane dzieci - zgodziła się mama. - Nie myślcie tylko, że jestem dziwaczna i staroświecka. Sądzę, że łódź powinna mieć nazwę, która przypominałaby to, do czego ma nam służyć. I dlatego uważam, że „Przygoda” byłaby dobrą nazwą.

- Wspaniale! - krzyknął Muminek. - Ochrzcimy ją! Czy masz coś, co mogłoby posłużyć, za butelkę szampana, mamo?

Mama Muminka przeszukała wszystkie swoje koszyki w poszukiwaniu butelki z sokiem.

- Ach, moi kochani - zawołała - jak mi przykro! Zdaje mi się, że zapomniałam butelki z sokiem malinowym!

- Pytałem przecież, czy wszystko zabrane!

- wtrącił z wyrzutem Tatuś Muminka.

Wszyscy spojrzeli smutnie po sobie. Pływanie nową żaglówką, która nie została ochrzczona, jak należy, może przynieść nieszczęście.

Wówczas Muminkowi przyszła świetna myśl do głowy.

- Dajcie mi rondelek! - zawołał.

Następnie napełnił rondelek wodą morską i co tchu pobiegł z nim do groty, gdzie stał Czarodziejski Kapelusz.

Wróciwszy z groty Muminek podał tatusiowi rondelek z przemienioną wodą prosząc go, by skosztował.

Tatuś Muminka wypił łyk - i miał bardzo zadowoloną minę.

Skąd wziąłeś to, synu? - zapytał.

- To tajemnica! - odpowiedział Muminek.

Potem napełnili butelkę sokiem z rondelka i rozbili ją o burtę żaglówki, przy czym Mama Muminka powiedziała uroczyste słowa:

- Niniejszym chrzczę cię i na zawsze nadaję ci imię „Przygoda”.

Wszyscy zawołali „Hura!”, a następnie załadowano na pokład kosze, koce, parosole, wędki, poduszki, rondle i kąpielówki i rodzina Muminków wraz ze swymi przyjaciółmi wypłynęła na zielone burzliwe morze.

Dzień był piękny. Może niezupełnie pogodny, gdyż słońce przyćmiewała złocista mgiełka.

„Przygoda” napięła biały żagiel i pruła jak strzała w otwarte morze. Fale głaskały jej boki, wiatr śpiewał, a panny wodne i chłopcy wodni tańczyli na grzywach fal. Nad nimi krążyły wielkie, białe ptaki.

Ryjek związał sześć swoich stateczków jeden za drugim i teraz całą jego flotylla długim szeregiem płynęła śladem „Przygody”. Tatuś Muminka sterował, mama drzemała. Rzadko się zdarzało, by wokół niej panował taki spokój.

- Dokąd płyniemy? - zapytał Migotek.

- Pojedźmy na jakąś wysepkę - prosiła Panna Migotka. - Jeszcze nigdy nie byłam na małej wysepce.

- Możesz tam być zaraz - powiedział Tatuś Muminka. - Wysiądziemy na ląd na pierwszej małej wysepce, którą zobaczymy z daleka.

Muminek usadowił się najdalej, jak mógł, na dziobie i spoglądał na skaliste dno, wypatrując skał. Cudownie było patrzeć w zieloną głębinę, którą pruła „Przygoda”, wzbijając pieniste grzywy fal.

- Pi - huu! - krzyknął Muminek radośnie.

- Płyniemy na wyspę!

Daleko na morzu otoczona skałami i falami leżała Samotna Wyspa Hatifnatów. Hatifnatowie zbierali się na niej co roku przed wyruszeniem na swoje nieskończenie długie wędrówki naokoło świata. Zjawiali się tu ze wszystkich stron świata, cisi i poważni, o małych pustych twarzyczkach. Dlaczego odbywali te doroczne zebrania, trudno odgadnąć, skoro ani nie słyszą, ani też nie potrafią mówić, i skoro wzrok ich nie zatrzymuje się nigdy na niczym, wpatrzony jedynie w daleki cel, ku któremu zdążają.

Widocznie jednak lubią mieć miejsce, w którym czują się jak w domu, gdzie mogą trochę odpocząć i spotkać przyjaciół. Ich doroczne zebrania odbywały się zawsze w czerwcu i dlatego złożyło się tak, że rodzina Muminków i Hatifnatowie prawie jednocześnie przybyli na wyspę. Wyłaniała się z morza dzika i kusząca, uwieńczona spienionymi falami, w koronie zielonych drzew - jak gdyby w świątecznym stroju.

- Ląd przed nami! - krzyknął Muminek.

Wszyscy wychylili się przez burtę, żeby popatrzeć.

- Tam jest piaszczysty brzeg! - zawołała Panna Migotka ucieszona.

- I piękny port! - dodał Tatuś Muminka sterując zręcznie między skałami, by dobić do brzegu. „Przygoda” miękko wsunęła się na piasek. Muminek chwycił linę i wyskoczył na ląd.

Wkrótce na brzegu wyspy aż kipiało od gorączkowej pracy. Mama Muminka naznosiła kamieni i nazbierała chrustu, by odgrzać naleśniki, a potem rozłożyła na piasku obrus, który na każdym rogu przycisnęła kamyczkiem, żeby go wiatr nie zdmuchnął. Poustawiała na nim rzędem wszystkie filiżanki i włożyła maselniczkę do dołka, który wykopała w mokrym piasku w cieniu dużego kamienia, a w końcu postawiła bukiet lilii wodnych na środku nakrytego stołu.

- Czy możemy ci w czymś pomóc? - spytał Muminek, gdy wszystko już było gotowe.

- Zbadajcie wyspę - powiedziała Mama Muminka (która wiedziała, że jest to coś, czego bardzo pragną). - To ważna rzecz wiedzieć, gdzieśmy wylądowali. Może tu jest niebezpiecznie, prawda?

- Właśnie to samo sobie myślałem - powiedział Muminek, po czym natychmiast podążył z Panną Migotką i Ryjkiem wzdłuż południowego brzegu wyspy, gdy tymczasem Włóczykij, który najbardziej lubił sam odkrywać różne rzeczy, powędrował brzegiem północnym.

Paszczak wziął łopatkę, zieloną puszkę na zbiory botaniczne i szkło powiększające i udał się w głąb lasu w nadziei, że znajdzie tam rzadkie rośliny, których nikt jeszcze nie odkrył.

Tymczasem Tatuś Muminka usiadł na kamieniu nad brzegiem morza i zarzucił wędkę. Popołudniowe słońce zniżało się z wolna, a złocista mgiełka nad morzem gęstniała.

W samym środku wyspy była równa i gładka zielona polanka, otoczona kwitnącymi krzewami.

Tutaj Hatifnatowie mieli tajne miejsce zebrań, na którym spotykali się raz do roku około świętego Jana. Przybyło ich tym razem już około trzystu - oczekiwano jeszcze na przybycie co najmniej czterystu pięćdziesięciu. Krążyli cicho po trawie, wymieniając uroczyste ukłony. Na samym środku polanki ustawili wysoki, pomalowany na niebiesko słup, na którym wisiał duży barometr. Ilekroć przechodzili koło barometru, zginali się przed nim w głębokim ukłonie. (Wyglądało to dość zabawnie).

Tymczasem Paszczak krążył po lesie, zachwycony rzadkimi okazami kwiatów, których napotykał tu mnóstwo. Nie były one podobne do kwiatów rosnących W Dolinie Muminków.

O, tamtym daleko było do nich! Były to srebrnobiałe, ciężkie kiście, wyglądające jak gdyby były ze szkła, karmazynowo - czarne kielichy podobne do koron królewskich i róże błękitne jak niebo.

Ale Paszczak niewiele widział z ich piękna.

Liczył słupki, pręciki i liście i mruczał sam do siebie pod nosem:

- Dwieście dziewiętnasty numer w moim zbiorze!

W końcu doszedł do polanki Hatifnatów i powędrował tamtędy, pilnie wypatrując rzadkich roślin w trawie. Szedł, nie podnosząc głowy, zanim nie uderzył nią o pomalowany na niebiesko słup. Wtedy zdumiony rozejrzał się wokoło.

Nigdy w życiu nie widział tylu Hatifnatów naraz. Roiło się od nich wszędzie i wszyscy wlepiali w niego małe, blade oczka. „Ciekawym, czy są źli - pomyślał zaniepokojony Paszczak. - Są co prawda mali, ale za to w strasznych ilościach!”

Spojrzał na wielki, lśniący, mahoniowy barometr.

Strzałka wskazywała na deszcz i wiatr.

- To dziwne - mruknął Paszczak i zmrużywszy oczy spojrzał na słońce. Zapukał w barometr, który opadł jeszcze bardziej. Widząc to Hatifnatowie zaszeleścili groźnie i podeszli do niego o krok bliżej.

- Wszystko w porządku! - powiedział wystraszony Paszczak. - Nie mam zamiaru zabierać waszego barometru!

Ale Hatifnatowie go nie słyszeli. Zbliżali się do niego coraz bardziej w milczących szeregach, szeleszcząc i wymachując rękoma. Paszczak poczuł, że serce podchodzi mu do gardła.

Zaczął rozglądać się za możliwością ratunku.

Wróg otoczył go murem i zbliżał się coraz bardziej! Spomiędzy pni drzew wyłaniały się coraz to nowe rzesze Hatifnatów, milczące, o nieruchomych twarzach.

- Idźcie sobie! - krzyknął Paszczak. - Akysz! Akysz!

Ale Hatifnatowie podchodzili bezgłośnie coraz bliżej. Wówczas Paszczak, nie namyślając się długo, zebrał spódnicę w garść i zaczął wspinać się po słupie. Był on śliski i obrzydliwy, ale strach dodał mu nadpaszczakowskich sił, więc w końcu znalazł się drżący na jego szczycie, gdzie kurczowo chwycił się barometru.

Tymczasem Hatifnatowie podeszli do podnóża słupa i czekali. Cała polana pokryta była nimi niczym białym dywanem. Paszczakowi niedobrze robiło się na myśl, co będzie, jeśli spadnie.

- Ratunku! - zawołał słabym głosem. - Ratunku! Ratunku!

Ale las milczał.

Wówczas włożył dwa palce - do ust i zagwizdał:

trzy krótkie sygnały, trzy długie, trzy krótkie...

S.O.S.

*

Włóczykij, który wędrował północnym brzegiem wyspy, usłyszawszy sygnał alarmowy Paszczaka, podniósł głowę i zaczął nasłuchiwać.

Gdy już zdał sobie sprawę, z którego kierunku dobiega wezwanie, puścił się na odsiecz jak strzała. Daleki gwizd rozlegał się teraz bliżej.

„To już tu gdzieś w pobliżu” - pomyślał Włóczykij, ostrożnie skradając się naprzód. Pomiędzy drzewami pojaśniało. Zobaczył polankę, Hatifnatów i Paszczaka trzymającego się kurczowo słupa.

- To gorsza sprawa! - mruknął Włóczykij pod nosem, po czym głośno zawołał: - Hej!

Jestem tutaj! Coś ty zrobił, że te miłe Hatifnatki stały się takie wojownicze?

- Zastukałem tylko w ich barometr - żalił się Paszczak. - I trochę spadł. Kochany Włóczykiju, postaraj się przepędzić te wstrętne stworzenia!

- Muszę się chwilkę zastanowić - powiedział Włóczykij.

(Hatifnatowie nie słyszeli nic z tej rozmowy ponieważ nie mają uszu).

- Słuchaj! - zawołał po chwili Włóczykij. - Pamiętasz, jak to kiedyś myszy polne przyszły do naszego ogrodu? Wtedy Tatuś Muminka wkopał masę palików w ziemię i porozwieszał na nich małe wiatraczki. A kiedy wiatr wprawił w - ruch wiatraczki i zaczęły się kręcić, wtedy ziemia zaczęła drżeć, co tak zdenerwowało myszy, że pouciekały!

- Twoje historie są zawsze bardzo ciekawe - odpowiedział Paszczak z goryczą. - Ale nie mogę pojąć, co one mają wspólnego z moją smutną sytuacją!

- Niejedno! - odpowiedział Włóczykij. - Czy nie rozumiesz? Hatifnatowie nie mówią, nie słyszą i bardzo źle widzą. Ale czują doskonale!

Spróbuj potrząsać słupem w tył i naprzód, Hatifnatowie z pewnością poczują drżenie ziemi i zobaczysz, że się przestraszą! Każde drżenie odczuwają w brzuszkach! Są jak aparaty radiowe!

Paszczak usiłował kołysać słupem w tył i naprzód.

- Spadam! - krzyknął przerażony.

- Szybciej! Szybciej! - zachęcał go Włóczykij.

- Małymi szarpnięciami!

Paszczak jeszcze kilka razy szarpnął desperacko słupem i po chwili Hatifnatowie odczuli jakieś niemiłe wrażenie w piętach. Zaczęli głośniej szeleścić i kręcić się niespokojnie. Nagle wzięli nogi za pas i uciekli - tak jak to zrobiły myszy polne.

W jednej chwili polanka opustoszała. Włóczykij czuł, jak Hatifnatowie umykając do lasu ocierają mu się o nogi i jak pieką go niczym pokrzywy. Paszczak puścił z radości słup i runął na ziemię zupełnie wyczerpany.

- Ach, moje serce! - jęczał. - Znowu weszło mi do gardła. Nic, tylko wciąż kłopoty i niebezpieczeństwa, odkąd znalazłem się w rodzinie Muminków!

- Uspokój się! - powiedział Włóczykij. - Przecież poradziłeś sobie doskonale!

- Nędzne stworzenia ci Hatifnatowie - mruczał Paszczak. - Żeby ich ukarać, zabiorę im barometr!

- Zostaw go lepiej! - ostrzegł Włóczykij.

Ale Paszczak zdążył już zdjąć ze słupa wielki, lśniący barometr. Z triumfem wsadził go sobie pod pachę.

- Wracajmy teraz - powiedział. - Jestem okropnie głodny.

Po powrocie Paszczak i Włóczykij zastali resztę towarzystwa zajadającą naleśniki i szczupaka, którego złowił Tatuś Muminka.

- Hej! - zawołał Muminek. - Obeszliśmy całą wyspę wokoło! Po tamtej stronie są strasznie dzikie skały, które schodzą prosto do morza!

- I widzieliśmy całą masę Hatifnatów - opowiadał Ryjek. - Co najmniej stu!

- Nie wspominaj mi o nich! - przerwał Paszczak porywczo. - Nie chcę o nich słyszeć!

Ale spójrzcie na mój łup wojenny!

Mówiąc to Paszczak z dumną miną postawił barometr na środku stołu.

- Ach, jaki piękny i świecący! - krzyknęła Panna Migotka. - Czy to zegar?

- Nie, to barometr - powiedział Tatuś Muminka. - Wskazuje, czy będzie pogoda, czy burza. Zdarza się nawet czasem, że się nie myli.

Po tym wyjaśnieniu zapukał w barometr. Na twarzy jego pojawiły się bruzdy.

- Zapowiada burzę.

- Czy dużą burzę? - spytał Ryjek z niepokojem.

- Spójrzcie sami - powiedział Tatuś Muminka.

- Wskazuje „00”, a niżej żaden barometr już wskazywać nie może. Chyba żeby sobie z nas stroił żarty.

Wyglądało jednak rzeczywiście na to, że barometr nie żartuje. Złocista mgiełka zgęstniała w szarożółtą mgłę, a daleko na horyzoncie morze było dziwnie czarne.

- Nie ma co, wracamy do domu! - powiedział Migotek.

- Jeszcze nie! - prosiła Panna Migotka. - Jeszcze nie zbadaliśmy porządnie skał po tamtej stronie! Nie wykąpaliśmy się nawet!

- Możemy chyba jeszcze trochę poczekać i zobaczyć, co będzie - dodał Muminek. - Szkoda byłoby wracać do domu właśnie teraz, kiedy odkryliśmy tę wyspę!

- Ale jeżeli przyjdzie burza, nie będziemy mogli w ogóle stąd wyjechać - zauważył roztropnie Migotek.

- To byłoby najlepsze! - ucieszył się Ryjek.

- Moglibyśmy tu zostać na zawsze!

- Cicho, dzieci, muszę się zastanowić - przerwał dyskusję Tatuś Muminka.

Zszedł nad brzeg morza, pociągnął nosem, wietrzył, kręcił głową na wszystkie strony i marszczył czoło.

Z daleka rozległ się grzmot.

- Grzmi! - zawołał Ryjek. - Och, jak strasznie!

Nad horyzontem wznosił się groźny wał chmur. Był ciemnogranatowy i pędził przed sobą małe, puszyste chmurki. Od czasu do czasu wielka zygzakowata błyskawica oświetlała morze.

- Zostajemy! - zadecydował Tatuś Muminka.

- Na całą noc? - zawołał Ryjek.

- Tak sądzę - odpowiedział tatuś. - Pospieszcie się z wybudowaniem szałasu, bo wkrótce będzie deszcz!

„Przygodę” wyciągnięto wysoko na piasek, po czym w pośpiechu wybudowano na skraju lasu szałas z żagla i koców. Mama Muminka uszczelniła go mchem, a Migotek wykopał dookoła rów, żeby woda deszczowa miała gdzie spływać. Wszyscy biegali tu i tam, wnosząc swoje rzeczy pod dach. Grzmiało już coraz bliżej.

Drzewa muskał teraz lekki wietrzyk szumiąc lękliwie.

- Wyjdę na cypel zobaczyć, co z pogodą - oznajmił Włóczykij.

Wciągnął kapelusz głęboko na uszy i wyszedł.

Samotny i szczęśliwy doszedł do najdalszego krańca wyspy i stanął oparłszy się plecami o wielki kamień.

Na ciemnozielonej wodzie wznosiła się biała piana fal, skały świeciły zielono jak fosfor. Od południa grzmiąc uroczyście nadciągała burza.

Rozpinała nad morzem czarne żagle, rozrastała się na całe niebo. Błyskawice błyskały złowieszczo.

„Idzie prosto na wyspę” - pomyślał Włóczykij z dreszczem radości i podniecenia. Zmrużywszy oczy pod szerokim rondem kapelusza, wyobrażał sobie, że płynie na samym szczycie wału chmur, że wystrzeliła go w morze sycząca błyskawica.

Słońce znikło, a deszcz jak szara zasłona sunął nad morzem.

Włóczykij odwrócił się i skacząc po kamieniach, zaczął biec.

Zdążył w samą porę dobiec do namiotu. Ciężkie krople deszczu zaczęły już bić w płótno żaglowe łopocące na wietrze. Chociaż wiele godzin pozostało jeszcze do wieczora, świat cały pogrążył się w ciemności. Ryjek owinął się dokładnie kocem, gdyż bardzo bał się burzy, a inni siedzieli skuleni tuląc się do siebie.

W całym namiocie unosił się zapach zbiorów botanicznych Paszczaka.

Teraz straszliwy grzmot rozległ się tuż nad ich głowami. Namiot raz po raz wypełniało białe światło błyskawic. Burza toczyła się po niebie niczym olbrzymi pociąg, a morze miotało gniewnie wielkie spienione fale na Samotną Wyspę.

- Co za szczęście, że nie jesteśmy na morzu - powiedziała Mama Muminka. - To niesłychane, co za pogoda!

Panna Migotka wsunęła drżącą łapkę w łapkę Muminka, który od razu poczuł się męski i opiekuńczy.

Ryjek skulił się pod kocem i wrzeszczał.

- Teraz jest dokładnie nad nami - powiedział Tatuś Muminka.

W tej samej chwili olbrzymia sycząca błyskawica oświetliła wyspę. Rozległ się straszliwy huk grzmotu.

- Piorun uderzył w coś w pobliżu! - zawołał Migotek.

Tego było już im za wiele. Paszczak siedział, trzymając się za głowę.

- Kłopoty! Wciąż kłopoty - mruczał sam do siebie.

Burza przesuwała się teraz ku północy.

Grzmoty rozlegały się coraz dalej i dalej, błyskawice były bledsze. W końcu słychać było tylko szum deszczu i huk fal bijących o brzeg.

- Możesz już wyjść, Ryjek - powiedział Włóczykij. - Burza minęła.

Ryjek mrugając wymotał się z koców. Wstydził się trochę tego, że tak okropnie krzyczał, więc ziewał i z zakłopotaniem drapał się za uchem.

- Która godzina? - zapytał.

- Dochodzi ósma - odpowiedział Migotek.

- No, to myślę, że pójdziemy spać - powiedziała Mama Muminka. - Wszystko to było bardzo nużące.

- Ale czy nie byłoby ciekawe pójść i sprawdzić, gdzie uderzył piorun? - zapytał Muminek.

- Jutro! - odpowiedziała Mama Muminka.

- Jutro wszystko zwiedzimy i będziemy pływać w morzu. Teraz wyspa jest mokra, szara i niemiła.

Potem otuliła ich dobrze kocami i zasnęła wsunąwszy torebkę pod jasiek.

Na dworze burza szalała znowu ze zdwojoną wściekłością. Łomot fal mieszał się teraz z dziwnymi odgłosami: śmiechem, tupotem biegających nóg i biciem wielkich dzwonów gdzieś daleko na morzu. Włóczykij leżał cicho i słuchał, marząc i wspominając swe wędrówki dokoła świata. „Wkrótce znów wyruszę - pomyślał.

- Ale jeszcze nie teraz”.


ROZDZIAŁ CZWARTY

w którym mowa jest o tym, jak Panna Migotka straciła włosy w następstwie nocnego napadu Hatifnatów, oraz o niebywałych odkryciach, dokonanych na Samotnej Wyspie.


Panna Migotka obudziła się w środku nocy z okropnym uczuciem. Coś dotknęło jej twarzy.

Nie miała odwagi spojrzeć w górę, więc tylko wietrzyła niespokojnie dokoła. Pachniało spalenizną!

Panna Migotka naciągnęła sobie koc na głowę i zawołała półgłosem:

- Muminku! Muminku!

Muminek obudził się natychmiast.

- Co się stało? - zapytał.

- Coś się tu dzieje niedobrego! - odpowiedział spod koca stłumiony głos Panny Migotki.

- Czuję to!

Muminek zaczął wpatrywać się w ciemność.

Istotnie, coś się działo! Dostrzegł w ciemności małe światełka... Wśród śpiących krążyły bezszelestnie biało połyskujące postacie. Muminek przeraził się i obudził Włóczykija.

- Spójrz - szepnął. - Duchy!

- Nie - odparł Włóczykij. - To Hatifnatowie.

Burza naelektryzowała ich i dlatego się świecą. Nie ruszaj się, bo mogą cię porazić prądem!

Wyglądało na to, że Hatifnatowie czegoś szukają. Myszkowali po wszystkich koszykach.

Zapach spalenizny stawał się coraz mocniejszy.

Nagle zgromadzili się wszyscy w kącie, gdzie spał Paszczak.

- Czy myślisz, że przyszli po niego? - zapytał trwożnie Muminek.

- Z pewnością szukają tylko barometru - odparł Włóczykij. - Ostrzegałem, żeby im go nie odbierał. Teraz go znaleźli!

Hatifnatowie wspólnymi siłami ciągnęli barometr. Weszli na śpiącego Paszczaka, żeby móc dosięgnąć przyrządu. Zapach spalenizny był teraz bardzo mocny.

Ryjek obudził się i zaczął płakać. W tej samej chwili w namiocie rozległ się dziki wrzask.

Jeden z Hatifnatów nastąpił Paszczakowi na nos.

W jednej chwili wszyscy obudzili się i zerwali na równe nogi. Wybuchło zamieszanie, którego nikt nie byłby zdolny opisać. Trwożne pytania mieszały się z żałosnym jękiem, gdy ktoś nastąpiwszy na któregoś z Hatifnatów oparzył się lub doznał wstrząsu elektrycznego.

Paszczak miotał się to tu, to tam, krzycząc z przerażenia. W pewnej chwili zaplątał się w żagiel i cały namiot zawalił się z trzaskiem.

Było to po prostu straszne.

Ryjek twierdził potem, że trwało najmniej godzinę, zanim wydostali się spod żagla. (Możliwe, że trochę przesadził). Faktem jest, że gdy w końcu uwolnili się spod żagla, Hatifnatowie wraz z barometrem znikli już w lesie. Ale nikt nie miał ochoty ich ścigać.

Paszczak jęcząc żałośnie zarył się nosem w mokry piasek.

- Tego już za wiele! - biadał. - Dlaczego biedny, niewinny botanik nie może żyć w ciszy i spokoju?

- Życie nie jest czymś spokojnym! - odparł Włóczykij z zadowoloną miną.

- Przestało padać, dzieciaki! - zawołał Tatuś Muminka. - Spójrzcie, niebo jest czyste! Wkrótce zacznie świtać.

Mama Muminka stała drżąc z chłodu, mocno przyciskając torebkę. Patrzyła na ciemne, wzburzone morze.

- Czy zbudujemy sobie nowy namiot i spróbujemy znów zasnąć? - spytała.

- Już nie warto, mamusiu - odpowiedział Muminek. - Okręcimy się w koce i zaczekamy, aż słońce wstanie.

Usiedli rzędem nad brzegiem morza tuląc Mię do siebie. Ryjek koniecznie chciał siedzieć pośrodku, gdyż uważał, że to najbezpieczniejsze miejsce.

- Nie wyobrażacie sobie, jakie to było straszne, gdy poczułam, że coś dotyka mojej twarzy w ciemności! - powiedziała Panna Migotka. - To było gorsze od burzy!

Siedzieli patrząc na morze. Noc bladła.

Burza uciszyła się, ale wielkie fale wtaczały się jeszcze z hukiem na piasek. Na wschodzie niebo zaczęło jaśnieć. Zrobiło się bardzo zimno. Wówczas, w pierwszym brzasku świtu, ujrzeli Hatifnatów opuszczających wyspę. Łodzie ich niczym cienie wysuwały się jedna za drugą zza przylądka kierując się na pełne morze.

- Pięknie! - odetchnął z ulgą Paszczak. - Mam nadzieję, że już nigdy nie będę miał okazji ich oglądać.

- Z pewnością znajdą sobie jakąś inną wyspę - powiedział zazdrośnie Włóczykij.

- Tajemniczą wyspę, na którą nikt nigdy nie trafi! - dodał odprowadzając tęsknym spojrzeniem lekkie łódeczki małych podróżników.

Panna Migotka spała z głową opartą o kolana Muminka, gdy po wschodniej stronie horyzontu ukazała się pierwsza złocista smuga.

Kilka kłębków chmur, które pozostawiła po sobie burza, zaróżowiło się lekko i po chwili słońce wyłoniło z morza złocistą głowę.

Muminek pochylił się, by obudzić Pannę Migotkę, i wówczas oczom jego ukazał się straszny widok: jej piękna puszysta grzywka była zupełnie spalona!” Musiało się to stać, gdy Hatifnatowie w zamieszaniu ocierali się o nią. Co powie, gdy się obudzi? Jak ją uspokoić i pocieszyć? Była to istna katastrofa!

Panna Migotka otworzyła oczy i uśmiechnęła się.

- Wiesz co - powiedział Muminek długo się nie namyślając - dziwne to doprawdy, ale z biegiem czasu o wiele bardziej podobają mi się dziewczynki bez włosów!

- Doprawdy? - zdziwiła się Panna Migotka.

- Dlaczego?

- Włosy wyglądają jakoś tak nieporządnie - odpowiedział Muminek.

Panna Migotka natychmiast podniosła łapki, żeby się uczesać, ale - niestety, w łapkach trzymała tylko jeden nadpalony kosmyczek włosów. Przyglądała mu się z największym przerażeniem.

- Wyłysiałaś - powiedział Migotek.

- Bardzo ci z tym do twarzy, naprawdę - pocieszał ją Muminek. - O, nie, nie płacz!

Ale Panna Migotka rzuciła się na piasek, płacząc rozpaczliwie nad utratą tego, co stanowiło koronę jej urody.

Wszyscy zebrali się wokół niej, starając się ją pocieszyć i rozweselić. Daremnie!

- Ja, widzisz, urodziłem się łysy - powiedział Paszczak. - I muszę przyznać, że bardzo mi z tym dobrze!

- Będziemy ci nacierać - głowę naftą, a zobaczysz, że ci włosy odrosną - powiedział Tatuś Muminka.

- I będą się kręciły! - dodała mama.

- Naprawdę? - spytała wśród łkań Panna Migotka.

- Jeszcze jak - zapewniła Mama Muminka.

- Pomyśl tylko, jak ci będzie ładnie z włosami w lokach!

Panna Migotka przestała płakać i usiadła.

- Spójrzcie na słońce! - zawołał Włóczykij.

Słońce, jakby świeżo wykąpane, wyłaniało się z morza. Cała wyspa lśniła i połyski wata po deszczu.

- Zagram wam teraz poranną piosenkę!

- zawołał Włóczykij wydobywając harmonijkę, wszyscy zawtórowali mu wesoło:

Noc minęła, słonko wstało!

Po Hatifnatach śladu nie zostało!

Więc nie trap się wczorajszym smutkiem,

ciesz się raczej jego skutkiem!

Niech się nowiny dowie świat szeroki:

Panna Migotka będzie miała loki!

- Chodźmy się kąpać! - zawołał Muminek.

Cała gromadka włożyła kostiumy kąpielowe i puściła się pędem do morza (oprócz Paszczaka oraz Mamusi i Tatusia Muminka, którzy uważali, że jest jeszcze za zimno).

Szklistozielone i białe fale wtaczały się na piasek. O, być Muminkiem i tańczyć na, szklistozielonych falach o wschodzie słońca! Zapomnieli o nocy - przed nimi był nowy, długi, czerwcowy dzień. Jak delfiny pruli prosto przez fale i płynęli na ich grzbietach z powrotem na brzeg, gdzie Ryjek bawił się w płytkiej wodzie. Włóczykij wypłynął na plecach dalej w morze i leżąc na wodzie, patrzył w niebo - błękitne i złociste.

Tymczasem Mama Muminka zagotowała kawę nad ogniskiem obłożonym kamieniami i zajęta była szukaniem maselniczki, którą poprzedniego dnia ukryła przed promieniami słońca w nadbrzeżnym piasku. Lecz daremnie - wzburzone fale porwały ją z sobą.

- Co ja im dam do chleba? - biadała.

- Nie martw się - powiedział Tatuś Muminka.

- Zobaczymy, czy sztorm nie przyniósł nam w zamian czegoś innego. Po śniadaniu wyruszymy na odkrywczą wędrówkę wzdłuż plaży i zobaczymy, co morze wyrzuciło na brzeg!

Tak też zrobili.

Na dalekim krańcu wyspy wychylały się z morza wypolerowane do połysku grzbiety skał. Pomiędzy nimi natrafić można było na niewielkie łachy zasypanego muszelkami piasku (parkiet do tańca rusałek morskich) lub też na czarne tajemnicze urwiska, o które rozbijały się z hukiem fale, jakby łomocząc do żelaznych drzwi.

Niekiedy wśród nich otwierała się niewielka grota, to znów skały schodziły stromo w głębinę, w której woda wirowała z przejmującym sykiem.

Wszyscy rozeszli się, by na własną rękę szukać tego, co wyrzuciło morze. Było to zajęcie ogromnie emocjonujące, ponieważ w takich razach znaleźć było można najdziwniejsze rzeczy, a wyławianie ich z morza było często niebezpieczne i trudne.

Mama Muminka zeszła na niewielką łachę piasku, ukrytą za wielkimi blokami skał. Rosły tam kępy niebieskich goździków morskich i owsa morskiego, który szumiał i gwizdał, gdy wiatr wdzierał się pomiędzy smukłe łodygi. Mama Muminka położyła się tu, w tym osłoniętym od wiatru miejscu. Widział stąd tylko błękitne niebo i goździki morskie, kołyszące się nad jej głową. „Odpocznę tylko chwilę” - pomyślała. Wkrótce jednak spała głębokim snem na ciepłym piasku.

Migotek wbiegł na najwyższy pagórek i rozglądał się wokoło. Widział stąd wyspę od krańca do krańca. Wydawało mu się, że płynie jak kolorowy bukiet, rzucony na niespokojne morze. Widział stąd Ryjka - małą kropkę - który chodził szukając rzeczy wyrzuconych przez morze, to znów mignął mu kapelusz Włóczykija, a jeszcze dalej dojrzał Paszczaka wykopującego rzadki okaz morskiej orchidei...

A tam? Czy to nie tam właśnie uderzył piorun?

Olbrzymi blok skalny, dziesięć razy większy od domu Muminków, przepołowiony jak jabłko przez grom, rozpadł się na dwie strony, tworząc pośrodku prostopadłą przepaść. Migotek drżąc cały zszedł w dół rozpadliny i spojrzał w górę na ciemne ściany skał rozdarte przez piorun.

Czarna jak węgiel smuga znaczyła jego drogę w obnażonym wnętrzu skały. Lecz obok niej biegła druga, jasna i błyszcząca. To chyba złoto - to musi być złoto!

Migotek zaczął dłubać swoim scyzorykiem w złotej smudze. Mała grudka złota oderwała się i spadła mu do łapki. Wydłubywał kawałek po kawałku. Gorąco mu się robiło z przejęcia.

Odrąbywał coraz to większe bryłki. Po chwili zapomniał o całym świecie i myślał tylko o lśniącej bryle złota, którą uderzenie pioruna wydobyło na światło dzienne. Nie był już poszkiwaczem rzeczy, które wyrzuciło morze - był poszukiwaczem złota!

Tymczasem Ryjek znalazł przedmiot zupełnie zwyczajny, który ucieszył go co najmniej tak samo. Był to korkowy pas. Był trochę nadgniły od wody morskiej, ale pasował na niego w sam raz. „Będę teraz mógł pływać w głębokiej wodzie - pomyślał Ryjek. - Teraz z pewnością nauczę się pływać równie dobrze, jak inni. Wyobrażam sobie, jak Muminek się zdziwi!”

Trochę dalej, między kawałkami kory, wodorostami i trzciną morską znalazł matę z rafii, dziurawy czerpak i stary trzewik bez obcasa.

Cudowne skarby, gdy się je znajduje w morzu!

Z daleka dojrzał Muminka, który stojąc w wodzie, ciągnął coś i, szarpał. Coś dużego!

„Jaka szkoda, że nie zobaczyłem tego pierwszy! - pomyślał Ryjek. - Co to może być?”

Teraz Muminek wyciągnął już z wody swoje znalezisko i toczył je przed sobą po piasku.

Ryjek coraz bardziej wyciągał szyję, aż wreszcie zobaczył, co to takiego. Boja! Duża kolorowa boja!

- Pi - huu! - zawołał Muminek. - Co ty na to?

- Niebrzydka! - odparł Ryjek przekrzywiając głowę i obrzucając boję krytycznym spojrzeniem. - A jak ci się to podoba?

Mówiąc to wyłożył rzędem na piasku wszystkie znalezione skarby.

- Pas korkowy! Świetny! - przyznał Muminek.

- Ale co masz zamiar robić z dziurawym czerpakiem?

- Przyda się - odparł Ryjek. - Trzeba tylko bardzo szybko wybierać nim wodę. Słuchaj!

Co myślisz o handlu zamiennym? Dam ci matę, czerpak i but za tę starą boję!

- Nigdy w życiu! - odparł Muminek stanowczo.

- Mogę najwyżej wymienić pas korkowy na tę dziwną rzecz, która przypłynęła tu zapewne z jakiegoś dalekiego kraju.

Mówiąc to, wyciągnął z kieszeni szklaną kulę i zaczął nią potrząsać. Wówczas wewnątrz kuli zawirowało mnóstwo płatków śniegu, które powoli opadały na mały domek z okienkami ze srebrnego papieru.

- Ach! - zawołał Ryjek z zachwytem.

W sercu jego toczyła się walka - ciężko mu było rozstać się z tym, co posiadał, nawet gdy chodziło o zamianę.

- Spójrz! - zawołał Muminek i znów potrząsnął kulą, w której zawirowały płatki śniegu.

- Nie wiem - powiedział Ryjek z rozpaczą - nie wiem naprawdę, co mi się więcej podoba - pas ratunkowy czy kula ze śniegiem!

- Jest to z pewnością jedyna tego rodzaju kula na świecie - powiedział Muminek.

- Ale ja nie mogę wyrzec się korkowego pasa - jęczał Ryjek. - Kochany Muminku, czy nie moglibyśmy podzielić się tą kulą?

- Hm... - zastanawiał się Muminek.

- Mógłbyś przecież od czasu do czasu dać mi ją do potrzymania - powiedział Ryjek. - Na przykład w każdą niedzielę?

Muminek zastanawiał się jeszcze przez chwilę.

- Dobrze! Możesz ją sobie brać w niedziele i środy - zadecydował w końcu.

*

W tym samym czasie Włóczykij wędrował daleko od tego miejsca. Wędrował samotnie tylko w towarzystwie fal. Szedł brzegiem morza, a gdy fale lizały mu buty, uskakiwał na bok ze śmiechem.

Uszedłszy kawałek drogi od przylądka, natknął się na Tatusia Muminka, który wyławiał z morza deski i kawałki drewna.

- Piękne, nie? - rzekł sapiąc. - Zbuduję z tego pomost dla „Przygody”!

- Czy może pomóc ci je wyciągać? - zapytał Włóczykij.

- Och, nie! - zawołał Tatuś Muminka przerażony. - Dam sobie z tym radę. Znajdź sobie sam coś do wyciągania!

Było tu wiele rzeczy, które można było ocalić, ale nic takiego, na czym by Włóczykijowi zależało. Małe beczułki, koszyk bez dna i deska do prasowania. Ciężkie i kłopotliwe przedmioty.

Włóczykij włożył ręce do kieszeni i zaczął gwizdać. Uskakiwał przed falami, a potem biegł za nimi, jak gdyby się z nimi drażnił. Gdy chciały go dosięgnąć - znów uskakiwał na bok i szedł tak długim, samotnym pasem piaszczystego wybrzeża.

Tymczasem Panna Migotka wdrapywała się na skały na samym cyplu przylądka. Nadpaloną grzywkę ukryła pod wiankiem z lilii morskich i zajęta była szukaniem czegoś, czym mogłaby zadziwić i wzbudzić zazdrość wszystkich. Czegoś, co by wywołało ogólny podziw, a co potem mogłaby podarować Muminkowi (z wyjątkiem klejnotów, oczywiście).

Niełatwo było wspinać się po skałach, a wiatr co chwila groził jej porwaniem wianka z głowy.

Nie dął już jednak tak silnie. Gniewna, zielona barwa morza przemieniła się w spokojny błękit, a pióropusze piany na falach wyskakiwały wesoło w powietrze.

Panna Migotka zeszła w dół na wąski pas plaży. Znalazła tam jednak tylko wodorosty i parę kawałków drewna. Zniechęcona powędrowała dalej w i głąb przylądka. „Przykro, gdy wszyscy, z wyjątkiem mnie, potrafią tak wiele - myślała ze smutkiem. - Znajdują Czarodziejskie Kapelusze, biorą w niewolę mrówkolwy i przynoszą barometry. Chciałabym. dokonać czegoś nadzwyczajnego i zaimponować Muminkowi”.

Westchnęła i spojrzała na opustoszały brzeg.

I nagle zatrzymała się, a serce jej załomotało gwałtownie. Het, na najdalszym krańcu przylądka... nie, to było zbyt straszne! Ktoś leżał w morzu kołysany przez fale, zanurzony w płytkiej wodzie! Ktoś przerażająco wielki, ogromny, dziesięciokrotnie większy od biednej Panny Migotki.

„Pobiegnę zaraz i powiem im” - pomyślała.

Nie zrobiła tego jednak. - Nie wolno ci się bać - powiedziała sobie. - Sprawdź najpierw, kto to jest - szepnęła zbliżając się cała drżąca do brzegu.

Była to olbrzymka... ach, co za potworność!

Olbrzymka bez nóg. Panna Migotka postąpiła kilka chwiejnych kroków i stanęła w najwyższym zdumieniu. Olbrzymka zrobiona była z drewna i była bardzo piękna. Przez przezroczystą wodę przeświecała jej spokojna, uśmiechnięta twarz o czerwonych ustach i różowych policzkach, okrągłe błękitne oczy były szeroko otwarte. Włosy jej, także niebieskie, w długich malowanych lokach spływały na ramiona.

- To musi być królowa - szepnęła Panna Migotka z szacunkiem.

Piękna pani miała ręce skrzyżowane na piersi, na której błyszczały złote kwiaty i łańcuchy, a jej czerwona suknia, także z malowanego drewna, spływała z wąskiej kibici w miękkich fałdach. Jedyną dziwną rzeczą było to, że wcale nie miała pleców.

„Będzie prawie zbyt pięknym prezentem dla Muminka - pomyślała Panna Migotka. - Ale dam mu ją mimo wszystko!”

Była bardzo dumna, gdy pod wieczór wpłynęła do zatoki siedząc na brzuchu drewnianej królowej.

- Czy znalazłaś łódź? - spytał Migotek.

- Że też dałaś sobie z nią radę zupełnie sama! - powiedział Muminek z podziwem.

- Jest to figura z dziobu statku - objaśnił Tatuś Muminka, który za młodu wiele pływał po morzu. - Marynarze często ozdabiają przód statku piękną drewnianą królową.

- Po co to robią? - zapytał Ryjek.

- Żeby statek naprawdę pięknie wyglądał - objaśnił Tatuś Muminka.

- Ale dlaczego ona nie ma pleców? - dziwił się Paszczak.

- Bo właśnie plecami przymocowana była do statku - odparł Ryjek. - Nawet noworodek potrafi to zrozumieć!

- Jaka szkoda, że jest za duża, żebyśmy mogli przymocować ją na „Przygodzie” - powiedział Paszczak z żalem.

- Ach, jaka piękna pani! - westchnęła z podziwem Mama Muminka. - Pomyśleć sobie, że jest taka piękna, a nie potrafi nawet się z tego cieszyć!

- Co z nią zrobisz? - zapytał Ryjek.

Panna Migotka spuściła oczy i uśmiechnęła się tajemniczo.

- Mam zamiar podarować ją Muminkowi - szepnęła.

Muminek nie mógł wydobyć z siebie ani słowa. Wystąpił naprzód i ukłonił się głęboko.

Panna Migotka dygnęła zakłopotana.

- Spójrz! - zwrócił się Migotek do siostry.

- Nie widziałaś jeszcze, co ja znalazłem - rzekł wskazując na wielką kupę złota na piasku.

Panna Migotka wybałuszyła oczy ze zdumienia.

- Prawdziwe złoto! - szepnęła z podziwem.

- O, mam tego o wiele, wiele więcej! - chełpił się Migotek. - Całą górę złota!

- Pozwolił mi wziąć wszystkie okruchy, gdy będzie wydobywał złoto! - chwalił się Ryjek.

Ach, jakże podziwiano wszystko, co znalezione zostało na brzegu morza! Rodzina Muminków stała się nagle bogata. Najcenniejszymi skarbami była jednak piękna królowa i zawieja śnieżna w szklanej kuli. Odbili od brzegów Samotnej Wyspy w ciężko obładowanej łodzi. Za nią uwiązana na sznurku płynęła tratwa z pali i desek, której ładunek stanowiły złoto i szklana kula, kolorowa boja i mata z rafii, but bez obcasa, dziurawy czerpak i pas korkowy. Na dziobie łodzi leżała piękna królowa i patrzyła w dal. Obok niej siedział Muminek trzymając łapkę na jej pięknych, błękitnych włosach. Ach, jakże był szczęśliwy!

Panna Migotka nie mogła od nich po prostu oderwać oczu.

„Ach, gdybym była równie piękna, jak drewniana królowa! - myślała sobie. - Teraz nie mam nawet grzywki...” Nie czuła się już tak szczęśliwa, jak przed chwilą.

- Czy podoba ci się drewniana królowa? - zapytała Muminka.

- Bardzo! - odparł nie patrząc na Pannę Migotkę.

- Ale powiedziałeś przecież, że nie podobają ci się dziewczynki z włosami - rzekła Panna Migotka. - Zresztą ona jest tylko malowana.

- Ale jak pięknie malowana! - odparł Muminek.

Panna Migotka spochmurniała. Spojrzała w dół, na morze, coś ścisnęło ją za gardło, bladła.

- Królowa wygląda wprost głupio! - wykrztusiła w końcu.

Muminek spojrzał na nią zdziwiony.

- Dlaczego tak zbladłaś? - zapytał.

- Ach, tylko tak sobie! - odparła obojętnie.

Wówczas Muminek zszedł z dzioba łodzi i usiadł obok niej.

- Wiesz co? - powiedział po chwili. - Drewniana królowa rzeczywiście ma bardzo głupią minę!

- Widzisz, że mam rację! - ucieszyła się Panna Migotka i rumieńce powróciły jej na policzki.

Słońce z wolna chyliło się ku zachodowi, a brzegi widoczne z daleka mieniły się złotem i zielenią. W jego świetle wszystko było jakby powleczone złotem - żagiel, łódź i siedzące w niej postaci.

- Czy pamiętasz złotego motyla, którego widzieliśmy? - spytał Muminek.

Panna Migotka kiwnęła potakująco główką, zmęczona i szczęśliwa.

W dali widniała Samotna Wyspa w płomiennych barwach zachodu.

- Ciekaw jestem, co macie zamiar zrobić ze złotem, które znalazł Migotek? - zapytał Paszczak.

- Ozdobimy nim rabaty kwiatów - odpowiedziała Mama Muminka. - Większymi bryłkami, ma się rozumieć - te mniejsze nie wyglądają tak ładnie.

Potem wszyscy umilkli. Siedzieli patrząc, jak słońce zanurza się w morzu, jak barwy nieba bledną - przechodzą w błękit i fiolet. „Przygoda”, kołysząc się lekko, płynęła w stronę domu.


Copyright ˆ 2010-2012 Dolina Muminków. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
http://annasielaff24hat.eu mapa fotowoltaiki